17 lutego 2025

Ida Fink

Odpływający ogród. Fragment

Zdarzyło się raz, że widziałam odpływający ogród. Był to ogród sąsiadów podobnie jak nasz piękny i bujny, w którym podobnie jak w naszym rosły owocowe drzewa.

Popołudnie było łagodne i ciepłe, siedziałam z siostrą na stopniach ganku, a przed nami były oba ogrody – Wojciecha i nasz spojone ze sobą w jeden, gdyż żaden płot ich nie dzielił. Wojciech wyszedł
na ganek swojego domu i zawołał do nas.

- Idziemy zrywać renety.

Było tak, że wszystkie czynności ogrodowe wykonywano w obu ogrodach jednocześnie. W ten sam dzień koszono trawę, w ten sam dzień bielono pnie drzew, z nawyku zawiadamiał nas o zrywaniu jabłek.

Zaraz po wołaniu ujrzałyśmy starszą siostrę Wojciecha. Niosła w ręku wielkie, wiklinowe kosze, takie jak stały u nas na strychu. Siostra Wojciecha nic do nas nie powiedziała, tylko zeszła do ogrodu, postawiła kosze pod największą złotą renetą, po czym wróciła na podwórze po drabinę.

- Wojtek – krzyknęła – przygotuj gazety!

Każde jabłko trzeba najpierw ostrożnie, delikatnie zdjąć z gałązki, potem ostrożnie, delikatnie owinąć pergaminowym płaszczem, żeby nie zmarzło zimą, potem ostrożnie, delikatnie włożyć
do wiklinowego koszyka i ułożyć na podłodze jeden owoc obok drugiego, ale tak, żeby się wzajemnie nie dotykały. Ta delikatna ostrożność czy ostrożna delikatność jest konieczna dla owocu.

Wojciech zniknął z ganku, a za chwilę wrócił z paczką gazet pod pachą. Uważnie śledziłyśmy
to owocobranie. Zależało nam tylko na patrzeniu, a nie żeby słyszeć, o czym rozmawiają, ale na to nie było rady… Co prawda nie mówili zbyt głośno, lecz czasami wystarczy usłyszeć jedno lub dwa słowa i już wiadomo, o co mówiącemu chodzi.

Puste, mówili. Zielone. Mają mówili. Co będzie zimą, mówili. Mówili, że dobrze zrobiliśmy, zjadając wszystkie nasze owoce, gdy były jeszcze zielone, bo nie wiadomo, co będzie z nami zimą. Mówili samą prawdę. Zrobiło mi się dziwnie przykro. Od dzieciństwa przywykłam do tego miejsca. Nie wiadomo,
co stałoby się za chwilę, gdyby moja siostra nie powiedziała:

- Nie mruż tak oczu, bo zaraz poznać, że jesteś Żydówką.

 

Siedziałyśmy na stopniach ganku, czekając, aż ojciec zakończy rozmowę z panią Kasińską. Rozmowa toczyła się w gabinecie, który stał teraz zakurzony i nieużyteczny. Chyba, że jakiś pacjent zjawił się
pod osłoną ciemności z razowcem – zapłatą w koszyku. Od czasu do czasu słychać było energiczny głos pani Kasińskiej. Głosu ojca w ogóle nie było słychać.

W końcu po długiej rozmowie zawezwał nas głos ojca. Po uwzględnieniu zapłaty pani Kasińska obiecała wyrobić nam kenkarty, żebyśmy mogły się ratować, żeby nas nie zabili.

 

Powrót

Pobierz

Adres

Złota 123

Warszawa, 00-001

Kontakt

+48 887 071 192

zdamto@zdamto.eu

Menu

Śledź nas

A website created in the WebWave website builder