Po co kolejna „Balladyna”?
W swojej karierze nauczycielskiej widziałam co najmniej trzy przedstawienia na podstawie dramatu Słowackiego. Wszystkie one pomogły mi
w pracy dydaktycznej, zatem na pewniaka zamówiłam bilety dla kolejnego pokolenia moich uczniów i - niezbyt świadoma tego, co mnie czeka -zabrałam ich do Teatru STU. Nawet recenzji wcześniej nie czytałam, bo Teatr STU to gwarancja jakości. Na szczęście, ktoś czuwał nade mną i moimi uczniami, ponieważ udało mi się przed spektaklem zabrać ich na wykład o spektaklu profesor Anity Całek. I to uratowało mnie i moich uczniów!
A i tak, musiałam po przedstawieniu wrócić z nimi do tekstu dramatu jeszcze raz. W przeciwnym wypadku groziłaby im i mnie egzaminacyjna katastrofa.
„Balladyna” forever
Wszystkie ekipy rządzące lubią „Balladynę”. Odkąd uczę (a to już ćwierć wieku) żaden minister nie wykreślił tej pozycji ze spisu lektur. Ten dramat
nie okazał się ani zbyt tradycyjny, ani zbyt postępowy, ani za trudny do przyswojenia przez współczesnych uczniów, ani za obszerny w dobie niesamowitego przeciążenia polskiej młodzieży obowiązkami szkolnymi (uwaga, sarkazm). „Balladyna” niewzruszenie poznawana jest przez kolejne pokolenia polskich uczniów, a co za tym idzie, jego kolejne realizacje na teatralnych deskach są gwarancją pełnej widowni.
Pełna widownia to jedno, dotarcie do niewyrobionego widza-ucznia to drugie, a wydobycie geniuszu i ponadczasowości tekstu Juliusza Słowackiego, to już zupełnie inna sprawa. A tekst Słowackiego daje mnóstwo możliwości interpretacyjnych. Połączenie tragizmu z komizmem, wątków uniwersalnych z typowo polskimi - to niesamowite pole do popisu dla reżysera, połączenie świata realistycznego i fantastycznego pozwala na mnożenie pomysłów na scenografię, ponadczasowość tekstu upoważnia do wszelakich zabiegów artystycznych scenografa i kostiumologa, a barwność postaci daje możliwość do kreacji aktorskich dla każdej prawie persony dramatu. Trzeba tylko wybrać, dla kogo zrobić spektakl. Dla szkół
i uczniów czy dla widowni, która chętnie w klasyce odnajdzie coś więcej, którą klasyka zaskoczy i zmusi do stawiania zupełnie nowych pytań.
Uwaga! Uwaga!
„Balladyna” w Teatrze STU nie jest dla ósmoklasistów!!! Jeżeli nieświadomy polonista zabierze swoich uczniów na ten spektakl w przekonaniu,
że w ten sposób utrwali z nimi treść lektury przed egzaminem, będzie załamany. Podopieczni po spektaklu zapewne będą skarżyć się na pomieszanie
z poplątaniem, a on sam będzie przez kolejne lekcje tłumaczył, jak to w tekście Słowackiego było i będzie wznosił modły, by czasem na egzaminie nikt nie zapytał o treść dramatu, bo popełnienie błędu rzeczowego po wizycie w STU jest bardzo prawdopodobne.
Dlaczego „Balladyna” w Teatrze STU nie jest dla przeciętnego ucznia (o ile w ogóle jest dla uczniów)?
Przede wszystkim dlatego, że reżyser zdecydowała się na połączenie postaci Matki i Goplany, Aliny i Skierki, Balladyny i Chochlika. Jak podejrzewali niektórzy recenzenci z branżowych czasopism wynikało to z … oszczędności na aktorach. Oczywiście, nic bardziej mylnego! To świetny pomysł reżysera na świadomość i podświadomość postaci, co podkreśla dodatkowo nagłośnienie spektaklu. Domyślacie się zapewne, że taki zabieg rodzi mnóstwo nowych odczytań dramatu, absolutnie nie w duchu szkolno-lekturowo-egzaminacyjnym. Oto nie Goplana kocha się w Grabcu, a nader atrakcyjna, energiczna i nowoczesna Matka-Wdowa. Matka-managerka rodem ze współczesnych portali plotkarskich o nastoletnich gwiazdach pop, influencerkach i modelkach, za sukcesami których stoi ambitna rodzicielka, matka od urodzenia przygotowująca swoje dzieci do kariery i realizowania swoich niespełnionych marzeń o lepszym życiu. Jak ma się do tego Kirkor? Niespecjalnie jest zainteresowany córkami, skoro i matka nader atrakcyjna, wyzwolona i ambitna.
Niepojęte? Za dużo tych pomysłów? Za dużo uwspółcześnień? A to jeszcze nie wszystko.
Reżyser pyta w spektaklu o motywację Balladyny, o to, co skłoniło młodą dziewczynę do tak strasznych czynów? O tym, oczywiście, można
z uczniami porozmawiać już wcześniej, ale większość z nich ma duży problem z odejściem od baśniowego podziału na dobrą Alinę i złą Balladynę. Tymczasem w spektaklu Balladyna… nie jest zła. Ona jest do zła prowokowana, przygotowywana i przymuszana. To nie żądna materialnego sukcesu biedna dziewczyna, to nie dążąca po trupach do władzy kobieta sukcesu. To marionetka miotana przez zbiegi okoliczności, a raczej kukiełka realizująca sprytny plan Matki, a tak naprawdę Pustelnika.
Właśnie, Pustelnik! Biedny, skrzywdzony przez brata tyrana, głos sumienia Balladyny, prawy, zmęczony życiem starzec, który chętnie złożyłby ciężar rządów państwem na barki Kirkora. Biedny powieszony z rozkazu Balladyny Pustelnik – tak postrzegają tę postać uczniowie. Idą do Teatru STU i … gubią się zupełnie, ponieważ w spektaklu w Teatrze STU Popiel III od początku realizuje misternie uknuty przez siebie plan. Nie dajcie się zwieść pierwszym sekundom tej postaci na scenie. Niech was nie denerwuje gra aktorska rodem ze szkolnego teatrzyku. Bo Pustelnik odgrywa ból, egzaltowanie płacze po swoich dzieciach. Uwodzi głupawego Kirkora, podsuwa mu prostą, nieświadomą mechanizmów rządzenia, kobietę z ludu i czeka, sprawdza, czy jego pomysły na objęcie tronu się sprawdzą. Po szeregu niezrozumiałych dla przeciętnego ósmoklasisty (okazuje się, że dla większości recenzentów tego spektaklu także) scenach z udziałem tej postaci (która jest i Gralonem, i babą sprzedającą ludomor), Pustelnik zostaje wśród blasku reflektorów, burzliwych brawach wszystkich koronowany na króla! Taki oto mamy finał w Teatrze STU. Tak, Pustelnik żyje! Nikomu nie przeszkadza, że to on (nie Balladyna) doprowadził do śmierci wszystkie postacie dramatu. Władza z rąk ludu, korona odebrana zgodnie z pradawnymi zwyczajami i prawami – oto do czego od samego początku dążył Pustelnik.
Czy rozumiecie teraz, Drodzy Koledzy i Koleżanki Poloniści, że zabranie ósmoklasistów do Teatru STU to ryzykowne posuniecie?
Iść czy nie iść?
Iść, ale… z wyrobionymi, zdolnymi, świetnie znającymi tekst dramatu uczniami wybranymi. Iść po wcześniejszym przygotowaniu i… po sensownym omówieniu i dyskusji z młodzieżą po spektaklu. Iść, bo muzyka świetna, gra aktorska co najmniej bardzo dobra, zwłaszcza gdy macie szczęście
|i w Grabca wciela się Grzegorz Mielczarek! Iść, bo mądrzy uczniowie zobaczą, że klasyka to teksty wielowymiarowe, które można dostosowywać
do czasów, można z nich wydobywać odcienie półcienie. Można też malować nowe zupełnie obrazy. I to robi „Balladyna” w Teatrze STU! Zapewniam, że z mądrymi uczniami długo będziecie się zastanawiać, dlaczego reżyser zmienił zakończenie. Dlaczego Pustelnik przeżył i powrócił jako król??!
Apel całkiem serio
Nie zabierajcie do Teatru STU ósmoklasistów wszystkich!!! Powtórzę, to spektakl dla wyrobionych i dobrze przygotowanych uczniów, a najlepiej dla uprzedzonych o pomysłach reżyserskich uczniów szkoły średniej! Uprzedzam też, że czytanie dostępnych w Internecie recenzji niewiele pomoże.
Nie wiem, kto pisał te recenzje, ale charakteryzuje je: ignorancja, brak podstawowej wiedzy o tekście Słowackiego i wyrobienia interpretacyjnego. Pomińmy je milczeniem.
Złota 123
Warszawa, 00-001
+48 887 071 192
zdamto@zdamto.eu
A website created in the WebWave website builder